PGE Ekstraliga Ruszył nowy sezon w „najlepszej lidze świata”

Sparta musi czekać
Kibice Betard Sparty Wrocław na pierwszy mecz swoich ulubieńców będą musieli poczekać do najbliższego piątku (9 kwietnia – dop. DO), gdy ich rywalem będzie beniaminek PGE Ekstraligi eWinner Apator Toruń. – Zawodnicy bardzo dobrze się orientują na tamtejszym torze. Jeździł tam też Chris Holder, a ja na pewno obejrzę nagranie. Zawsze wysyłam chłopakom dwa lub trzy biegi, które są naprawdę ważne. Gdzie, jak jadą i w którym momencie. Musimy jechać po prostu swoje i nie patrzeć na to, jak jeżdżą inni – powiedział Tomasz Bajerski, trener najbliższego rywala wrocławskiego zespołu. Inauguracja sezonu w przypadku klubu ze stolicy województwa dolnośląskiego przewidziana była w minioną sobotę, jednak w zespole z Grudziądza wykryto aż trzy pozytywne wyniki testów na obecność koronowirusa (Przemysław Pawlicki, Mateusz Bartkowiak oraz Kacper Łobodziński – dop. DO). Zgodnie z regulaminem, do odwołania meczu wystarczą dwa zakażenia wśród pięciu najlepszych zawodników drużyny lub juniorów. Ten warunek został spełniony również w przypadku Motoru Lublin, bowiem zakażeni wirusem SARS-CoV-2 (COVID-19) zostali Grigorij Łaguta oraz Jarosław Hampel.
Obiecujący sprawdzian
Nie oznacza to jednak, że zespół prowadzony przez Dariusza Śledzia nie miał okazji sprawdzenia swoich sił w starciu z innym zespołem PGE Ekstraligi. W przededniu rozpoczęcia nowego sezonu Betard Sparta Wrocław pewnie pokonała w wyjazdowym sparingu Moje Bermudy Stal Gorzów 51:37. Na obiekcie im. Edwarda Jancarza z bardzo dobrej strony zaprezentowali się nie tylko liderzy – Tai Woffinden, Maciej Janowski oraz Artiom Łaguta, ale również Daniel Bewley i Gleb Czugunow. Utalentowany Brytyjczyk uzbierał łącznie dziesięć punktów, wygrywając indywidualnie dwa biegi. Rosjanin z polskim paszportem zdobył natomiast siedem oczek, dokładając do tego trzy bonusy. Warto jednak wspomnieć, że Betard Sparta Wrocław przyjechała do Gorzowa jedynie z jednym juniorem, natomiast Stanisław Chomski oszczędzał swoich liderów – Bartosz Zmarzlik zaliczył jedynie trzy biegi, a Anders Thomsen o jeden więcej. W składzie Betard Sparty Wrocław zabrakło Przemysława Liszki, który otrzymał czas na regenerację lekko obitego łokcia.
Byki poskromione
Pierwsza runda nowego sezonu PGE Ekstraligi przyniosła dosyć nieoczekiwaną porażkę Fogo Unii Leszno. I to na własnym torze, który pozostawał niezdobyty dla rywali przez trzydzieści spotkań. Moje Bermudy Stal Gorzów mogła liczyć na swoich liderów – Bartosza Zmarzlika i Martina Vaculika, a cenne punkty dołożyli również Szymon Woźniak i Anders Thomsen. Niespodzianką była postawa Rafała Karczmarza oraz juniorów. Tego nie można było z kolei powiedzieć o Fogo Unii Leszno, gdzie nie zawiedli jedynie Emil Sajfutdinow oraz Jason Doyle. – Problem tkwił w tym, że nieodpowiednio przygotowałem tor. Gdybym go przygotował trochę lepiej, to moim zawodnikom pasowałoby bardziej. Nie w tę stronę poszliśmy z torem – tłumaczył przyczyny porażki Piotr Baron, trener Fogo Unii Leszno.
Zwycięstwo beniaminka
W pierwszym z niedzielnych spotkań PGE Ekstraligi Apator Toruń pokonał Marwis.pl Falubaz Zielona Góra 51:39. Z bardzo dobrej strony w tym meczu pokazali się żużlowcy, którzy jeszcze w poprzednim sezonie startowali w barwach Betard Sparty Wrocław. Chris Holder (startował w roli gościa we wrocławskim klubie – dop. DO) zdobył łącznie dziesięć punktów i wspólnie z Adrianem Miedzińskim, Jackiem Holderem oraz Adrianem Miedzińskim poprowadził swój zespół do zwycięstwa. – Panowie pojechali naprawdę dobrze, fajna atmosfera i duch panują w drużynie. Walczyliśmy do końca i nie było nawet przez chwilę zwątpienia, że coś może pójść nie tak. Wielkie gratulacje dla Adriana Miedzińskiego, który po tym upadku słabo wyglądał, ale się pozbierał i wygrał nam te zawody – powiedział Tomasz Bajerski, szkoleniowiec eWinner Apatora Toruń. Zielonogórzanie mogli tak naprawdę liczyć jedynie na Patryka Dudka oraz Maxa Fricke’a. Australijczyk, które poprzednie lata spędził w klubie ze stolicy województwa dolnośląskiego, zdobył łącznie trzynaście punktów w sześciu biegach. Warto wspomnieć, że informacja o tym, czy wyżej opisane mecze dojdą do skutku, pojawiła się w sobotę późnym wieczorem. Dopiero wtedy do władz PGE Ekstraligi dotarły ostateczne wyniki testów na obecność koronawirusa. Wszystko wskazuje zatem na to, że w tym sezonie trzeba się przyzwyczaić do sytuacji, że do ostatniej chwili nie będzie wiadomo, czy mecz dojdzie do skutku oraz w jakich składach wystąpią zespoły rywalizujące o Drużynowe Mistrzostwo Polski.
Rok przerwy?
W minionym tygodniu za pośrednictwem reprezentującej go kancelarii Maksym Drabik poinformował, że nie będzie wnosił odwołania od decyzji Panelu Dyscyplinarnego, który nałożył na niego karę dwunastu miesięcy dyskwalifikacji. Zdaniem prawników reprezentujących żużlowca Betard Sparty Wrocław zeznania świadka Bartosza Bedeńskiego (lekarza klubowego – dop. DO) zostały uznane przez Panel Dyskusyjny za wiarygodne, a naruszenie przepisów antydopingowych przez Maksyma Drabika nie było celowe. Dodatkowo postawa żużlowca w zakresie poinformowania podczas kontroli antydopingowej o zastosowanej metodzie oceniona została pozytywnie, a złagodzenie kary do 12 miesięcy dyskwalifikacji nastąpiło również z uwagi na przyjęcie infuzji dożylnej w oparciu o zaufanie do swojego lekarza, który zastosowanie metody zalecił w celu poprawy stanu zdrowia zawodnika, a nie poprawy wyników sportowych. To nie jest jednak koniec sprawy Maksyma Drabika, bowiem odwołanie postanowiła złożyć Polska Agencja Antydopingowa. Ich zdaniem sankcja jest zbyt łagodna, a adekwatne byłoby dwuletnie zawieszenie. W podobnej sytuacji Samir Nasri otrzymał czternastomiesięczne zawieszenie, natomiast przez osiemnaście miesięcy nie mógł startować Ryan Lochte. W przeciwieństwie do Maksyma Drabika, w przypadku wspomnianych sportowcow można mówić o celowości działania.