PKO Ekstraklasa KGHM Zagłębie Lubin przegrywa z Rakowem Częstochowa

Na obiekcie przy Skłodowskiej-Curie spotkały się drużyny, które przed tym spotkaniem miały na koncie łącznie… jeden punkt (to wyczyn Zagłębia w Poznaniu) oraz zero strzelonych bramek. Słabszej pary w tej kolejce PKO Ekstraklasy nie było. Jednocześnie, trudno o lepszego rywala na przełamanie, zarówno dla ZL, jak i RC.
Do przerwy 1:1
Po pierwszym kwadransie bliżej premierowej wiktorii byli gospodarze, którzy objęli prowadzenie za sprawą Patryka Szysza. Po składnej, zespołowej akcji niepokryty w polu karnym skrzydłowy umieścił futbolówkę w siatce z bliskiej odległości, prostym podbiciem. To jego drugi gol w tym sezonie. Trochę efektywniejszym snajperem jest Ivi Lopez, który wraz z Vladislavsem Gutkovskisem był najlepszym strzelcem Rakowa w rundzie jesiennej (po pięć bramek). Był, bo po trafieniu z 29. minuty, kiedy popisał się przedniej urody uderzeniem z rzutu wolnego (faul Lorenco Simica na Patryku Kunie), został samodzielnym liderem w tej klasyfikacji. To na tyle z pierwszej odsłony. Po zmianie stron gra była mocno szarpana, płynność znacznie ustępowała przestojowi, aczkolwiek kilka istotnych faktów należało zanotować.
Ruleta i pudło
Po pierwsze: bardzo mocny strzał z dystansu oddał Miroslav Stoch, który sprawił nieco kłopotów Dominikowi Holecowi. Mimo wszystko, Słowak na razie rozczarowuje, widać u niego brak rytmu meczowego, wszak w piłkę nie grał od sierpnia 2020 roku. Kilkadziesiąt sekund później błysnął Filip Starzyński, rozgrywający w niedzielę swój 250. mecz w ekstraklasie. Pomocnik ZL zatańczył z obrońcami Rakowa, wykonał piękną ruletkę wypracowując sobie przy okazji pozycję strzelecką, ale… No właśnie. Zawiodło wykończenie, piłka wylądowała bowiem wysoko na trybunie G. Obaj panowie zagrali też wspólną scenę w okolicach 75. minuty, kiedy Stoch zmienił popularnego Figo przy wykonywaniu rzutów rożnych. To jeden z dowodów na to, w jak słabej formie jest dziś wice kapitan Zagłębia.
Rękoczyny i powrót Chodyny
Warto wspomnieć o sytuacjach z Kamilem Piątkowskim oraz Dejanem Drazicem, które pokazały, jakich sportowców przychodzi nam obserwować na rodzimych boiskach. Chłopakom nie można odmówić chęci do biegania, wychodzenia na pozycje, pomysłów na konstruowanie akcji ofensywnych, ale jak tylko poczują na sobie rękę przeciwnika, kładą się jak rażeni piorunem. Najpierw w ten sposób rzut karny próbował wymusić Piątkowski, którego twarz zetknęła się z nadgarstkiem Sasy Balica, kilka chwil później przewrócił się też Drazić, którego jeden z oponentów pociągnął za koszulkę, co piłkarz Zagłębia spuentował efektownym upadkiem.
Dobrą wiadomością był natomiast powrót Kacpra Chodyny, z który z powodu kontuzji pauzował blisko trzy miesiące. Jeżeli jego powrót dobrze zrobi poczynaniom ofensywnym Miedziowych (jesienią dwa gole i asysta), to dopiero od następnego spotkania. To z Rakowem miało negatywne zakończenie, choć nazwisko strzelca na to nie wskazuje…
Pierwszy triumf
W 81. minucie na strzał zdecydował się Ivi Lopez, z którym poradził sobie jeszcze Dominik Hładun, aczkolwiek dobitki ze strony Balica golkiper miejscowych się jednak nie spodziewał. Przez nikogo nie atakowany Czarnogórzec chciał piłkę wyekspediować, ale zmalował coś zupełnie odwrotnego – kopnął ją prosto do siatki.
Akt desperacji, jakim było wpuszczenie Roka Sirka i Samuela Mraza w jednym momencie (!), nic nie zmienił. A przecież w końcowych minutach aż się prosiło o napastnika dającego nadzieję na zmianę wyniku. Wprawdzie to Sirk zdobył bramkę w przegranym przez Zagłębie spotkaniu obu zespołów w rundzie jesiennej, to w niedzielę wyczynu nie powtórzył. Zarówno miejscowi, jak i podopieczni Marka Papszuna oddali w tym pojedynku dwa celne strzały. Dla Rakowa było to pierwsze zwycięstwo w Lubinie na poziomie ekstraklasy. Nowy bilans wynosi 4-1-1.
TRENERSKI GŁOS
Martin Sevela (trener KGHM Zagłębia): – Trudno mi cokolwiek powiedzieć. Nastawienie i przygotowanie było odpowiednie, ale nie zrobiliśmy dobrego wyniku. Brakowało nam finalnego podania. Na początku bramkę strzelił Patryk Szysz i mieliśmy jeszcze kilka szans, ale nie udało nam się ich wykorzystać. Rozmawialiśmy o tym, że Raków ma w składzie specjalistę od rzutów wolnych. Lorenco nie podjął dobrej decyzji faulując tuż przed naszym polem karnym. Pokazaliśmy zaangażowanie, ale nie wykorzystaliśmy swoich okazji. W drugiej połowie pechowo Sasa Balić skierował piłkę do własnej bramki. Brakuje nam szczęścia, ale o szczęście trzeba walczyć. Czeka nas ciężka praca na każdym treningu. Naszym celem jest górna ósemka, ale musimy punktować, bo brakuje nam punktów i bramek. Zrobiliśmy kilka zmian w składzie. Wrócił Simić i liczyliśmy na to, że wniesie on do zespołu zwycięską mentalność. Musimy pracować dalej i przeciwstawić się problemom. Przepraszamy naszych kibiców za ostanie wyniki. Nie gramy tak jak chcemy, ale w następnych meczach musimy walczyć o trzy punkty. Musimy szukać lidera drużyny, ponieważ po zakończeniu kariery przez Lubomira Guldana brakuje nam takiej osoby. Muszę otwarcie powiedzieć, że szukamy lidera w szatni, aby wziął odpowiedzialność na siebie (za zaglebie.com).
KGHM ZAGŁĘBIE LUBIN – RAKÓW CZĘSTOCHOWA 1:2 (1:1)
Bramki: 1:0 Szysz (13), 1:1 Ivi Lopez (29), 1:2 Balić (81-samobójcza). Żółte kartki: Šimić, Szysz oraz Sapała, Jach. Sędziował: Tomasz Kwiatkowski (Warszawa). Mecz bez udziału publiczności.
KGHM ZAGŁĘBIE: Hładun – Wójcicki, Šimić, Oko (84 Sirk), Balić – Szysz, Żubrowski, Poręba (78 Chodyna), Starzyński, Stoch (84 Mráz) – Dražić.
RAKÓW: Holec – Piątkowski, Niewulis, Jach – Tudor, Papanikoláou (59 Poletanović), Sapała, Tijanić (88 Lederman), Ivi López (88 Wdowiak), Kun (88 Schwarz) – Gutkovskis (51 Arak).